Próba dyskusji z moim 2,5 letnim synem o trendach w malarstwie kończy się klęską.
Może pytałem źle. Nie o to co trzeba. Nie czaję bazy więc nieletni mnie zlewa. To możliwy scenariusz. „Co więc jest nie tak?” zachodzę w głowę. No a było to tak…

Młody maluje. Ja siedzę obok robię swoje. Gdy widzę, że kartka już prawie zamalowana i dzieło zbliża się do zakończenia, zagajam rozmowę:

Ja: Co malujesz?
On: Obraz.
Ja: A co jest na obrazie?
On: …
Ja: hmmm? <znacząco>
On: Farby.

Wszystko to nie patrząc mi w oczy. Ledwie dając mi ułamek jego szanownej uwagi.

„Well” pomyślałem.
„Najlepsze podsumowanie 2000 lat malarstwa jakie słyszałam.” – skwitowała moja koleżanka.

No i co jest na tym obrazku?

No i co jest na tym obrazku?