… a których ty musisz go nauczyć i zadbać o to, by zdobyło tę wiedzę lub umiejętności.

1. Przemawianie publiczne

Znam może dwie osoby, które czepią czystą przyjemność z przemawiania przed gromadą nieznanych sobie osób. To masochiści. Podobno wg badań (wiecie, tych amerykańskich naukowców) strach przed wystąpieniami publicznymi jest porównywalny, lub nawet większy, niż strach przed śmiercią.

Występowanie i przemawianie to bardzo ważna umiejętność. I to nie koniecznie dla tych, którzy planują karierę polityczną dla swoich dzieci. Imprezy branżowe, wykłady, szkolenia, oficjalne spotkania – to często kluczowe wydarzenia w zawodowej karierze. Niestety, mało która szkoła przygotowuje do tego typu sytuacji. Jeszcze mniej szkół nauczy przemawiania skutecznego i efektownego.

2. Programowanie

Myślisz, że angielski i chiński to języki, którymi będą posługiwać się ludzie za 20 lat? Niekoniecznie. Najważniejszy język “przyszłości” to język komunikacji z maszynami. To z nimi będziemy spędzać (ba, już spędzamy!) większość czasu i możemy być albo ich niewolnikami (gdy robią tylko to, do czego zostały zaprogramowane przez kogoś), albo ich panami (gdy wiemy, jak i dlaczego funkcjonują i potrafimy na to wpływać, zmieniać wg własnych potrzeb i pomysłów).

Już za 5-10 lat w CV obok języka ojczystego i angielskiego znajdzie się „kodowanie”. Niech nasze dzieci mają je opanowane przynajmniej w stopniu konwersacyjnym.

3. Przedsiębiorczość

Nie urodziłem się z „żyłką przedsiębiorczości”. Ale staram się żyć tak, by nie wybierać najwygodniejszych i najbardziej stabilnych rozwiązań (etat). Okazuje się, że są metody pozwalające budować u dziecka zmysł przedsiębiorczości. Np. program Dziecięcy Uniwersytet Ekonomiczny. Ale to dopiero od 10. roku życia.

Tymczasem co robić, żeby nie przyuczać dziecka do etatowego systemu pracy? Np. nie dawaj nic za darmo. Lizak – ok, ale jak pomożesz mi pozmywać naczynia. Chcesz obejrzeć bajkę? Najpierw sprzątanie pokoju.

Testuję to i niemal zawsze kończy się to dość ciekawymi negocjacjami. Nie wiem skąd Leo to bierze, ale okazuje się, że zmysł negocjacji bardzo łatwo uruchomić. Przykład:

– Chcę jeszcze obejrzeć Peppę.

– Nie, na dziś już wystarczy bajek.

– Ale ja bardzo chcę. Można obejrzeć jeszcze Peppę.

– Dobrze. Ale najpierw pójdziemy się wykąpać i zrobić siku przed spaniem. (Zazwyczaj bardzo nie chce się kąpać i ma wszelkie wymówki by tego nie robić).

– Ale bez siku. (wzmacnia gestem z palcem wskazującym do góry)

– Dobra, jeśli nie chcesz, to może być bez siku. Najwyżej zrobisz później.

I idziemy. Nie obstaję twardo przy swoim w każdym punkcie tylko dlatego, że mogę, bo jestem dorosły, a to dziecko. Niech poczuje, że umiejętność negocjacji i szanowania woli drugiej osoby może się opłacać. W przeciwnym razie, może utrwalić mu się nawyk nieustępliwości i diabelskiej, dziecięcej upartości. Cóż, w pewnych sytuacjach to też może być dobra cecha…

4. Kreatywność i innowacyjność

Szukanie własnych sposobów na napotykane problemy –  a nie szukanie pomocy u innych (lub Google) – wcale nie jest takie oczywiste ani proste.

Wymaga odwagi i wiary we własne siły. W to, że można zrobić coś samemu i można zrobić to lepiej, niż inni.

Zarówno pierwsze (odwaga), jak i drugie (wiara w siebie) jest skutecznie tłumiona przez rodzinę (często, ale to możemy zmienić) oraz szkołę. Jest szansa, że dziecko trafi w swoim życiu na jednego, dwóch… może trzech nauczycieli, którzy będą wyjątkiem od tej reguły.

Rozwiązanie – budujmy autorytet wewnętrzny dziecka. Nie trzeba mu przy każdym wzięciu kredki do ręki mówić: „pięknie narysowałaś!”. Wystarczy bycie obok i zwrócenie uwagi na wartość pracy dziecka samej w sobie. Bez ocen. Ono tego nie robi dla ocen. Buduje coraz bardziej skomplikowane budowle i pojazdy, rysuje coraz dokładniej, bo może i sprawia mu/jej to radość. Nie wytwarzajmy u dziecka nawyku pracy za pochwałę.

5. Świadome zarządzanie swoim wizerunkiem w sieci

Brzmi poważnie, prawda? No cóż, takie jest. Zarządzanie wizerunkiem i – powinienem to dodać – danymi osobistymi nie jest proste. Jest kłopotliwe i wymaga wiedzy na temat tego, w jaki sposób działa sieć lub jej wybrane mechanizmy. Gdzie można się zgodzić na udostępnienie danych, a gdzie jest to ryzykowne? Jak rozpoznać podejrzaną stronę www lub e-mail? Co to są ustawienia prywatności i co z nimi zrobić? Jakie konsekwencje ma napisanie komentarza pod postem na blogu? Dlaczego nie należy ulegać miłej wizji anonimowości w sieci?

Internet nie wybacza. Nie wybacza osobom, które nie czują się w nim pewnie i nie są zorientowane. U takich osób ryzyko zrobienia głupstwa jest wysokie, a prawdopodobieństwo poradzenia sobie z negatywną konsekwencją – niskie.

Rozwiązaniem może stopniowe oswajanie dziecka z internetem i uczenie go nie tylko wyszukiwania bajek na YouTube, ale także pokazywanie jak działa „zaplecze”, co jeszcze robią w tym internecie ludzie. I… punkt 6.

6. Wychowanie multimedialne

Czy internet to tylko bierny odbiór informacji? Oczywiście, że nie. Ale jeśli będziemy dziecko uczyć jedynie konsumowania treści, będzie miało ograniczone wyobrażenie o jego (i swoich) możliwościach.

Warto czasem obejrzeć coś innego niż “Tomek i przyjaciele” lub wręcz – nagrać coś samemu telefonem i umieścić w internecie. Już 4-latek może spróbować zrozumieć, że umieszczenie filmu w internecie oznacza, że inne osoby – dziadek, babcia, ciocia, koleżanka z przedszkola – będą mogli to zobaczyć na swoich komputerach lub telefonach. Że oprócz filmów, można coś napisać i wysłać do jednej osoby (email), lub pokazać to wszystkim (blog).

Po co to robić? Dziecku wystarczy przecież do zabawy patyk i piasek. To prawda. Uważam zresztą, że patyki, piasek, kamienie – to przyrządy lepsze od wielu zabawek. Jeśli ktoś jest zainteresowany, wymienię kilka jeżdżących, świecących i kwiczących w niebogłosy na fajne patyki ;).

Chodzi o coś innego. O dobre samopoczucie i pewność w działaniu dziecka dorastającego w otoczeniu technologii i nowych mediów. O rozwinięcie umiejętności korzystania (rozsądnego korzystania!) z tych mediów i dokonywania świadomych wyborów – co jest potencjalnie dobre, a co jest potencjalnie złe w korzystaniu z internetu.

System edukacji, jak każdy ogromny system, zmienia się baaardzo powoli i jego możliwości do przygotowania młodych ludzi do życia i pracy w tak szybko zmieniającym się świecie są naprawdę niewielkie.

7. Granie w Assassins’ Creed

Tego akurat nauczyło by się samo, ale czy nie fajniej było by robić to razem z tatą? Jasne, że tak! :)

Podejrzewam, że w tym wpisie dotykam ledwie czubka góry lodowej. Jak myślicie, jakie kompetencje i umiejętności mogą być szczególnie ważne dla dzieci, które zaczną tworzyć, pracować i kwitnąć (mam nadzieję) w latach 20. XXI wieku?

 Zdjęcie: Bernard Hoffman, Life Magazine