Zanim jeszcze nie byłem ojcem, myślałem, że okazjonalny klapsik nie zaszkodzi. Jaki ja byłem durny!
Może jestem nowoczesny, albo coś innego ze mną nie tak. Jestem zdecydowanym przeciwnikiem jakichkolwiek klapsów, kuksańców i innej „niewinnej” przemocy.
Uważam, że przemoc można próbować zrozumieć jeśli ktoś (dorosły) stosuje ją wobec wszystkich. Znajomych, przechodniów, rodziny. Ma problem. I to poważny. Ale można próbować to zrozumieć i temu zaradzić.
Klapsy (i cokolwiek innego) jest złe i nieracjonalne jeśli uważamy się na w miarę normalne jednostki tego społeczeństwa. Jeśli mówimy dziecku „NIE WOLNO BIĆ LUDZI”, a sami stosujemy przemoc, to co sobie pomyśli? „To kim ja jestem?”, „To ja nie jestem taki jak inni. Raczej gorszy. Niechroniony takimi samymi zasadami”.
Pomyśli nie wprost. Ale w ten czy inny sposób mu się to zakoduje.
Przeczytajcie rozmowę z pewnym człowiekiem na temat bicia dzieci: http://agnieszkastein.pl/czy-mozna-bic-dzieci/
To ważny głos.
Te moje rozważania to oczywiście pokłosie sprawy bardzo trudnej, przerażającej i mrożącej krew w żyłach. Opisanej w reportażu „Śliczny i posłuszny” niezastąpionego Mariusza Szczygła. To ekstremum. Coś co się zdarza rzadko (mam nadzieję!).
Ile dzieci odnosi krzywdę w swoich domach? Siniak zejdzie, ale są ślady, które schodzą dużo dłużej.
Wybaczcie nieco doniosły, czy poważny ton tej publikacji. Ale sprawa jest ważna. I każdy z nas może coś w tej kwestii zrobić. Lub – po prostu nie robić…