Jak ja, człowiek, który w życiu nie napisał linijki kodu (no dobra, napisałem z 6) ma czelność odpowiadać na takie pytanie? No właśnie. Tej czelności mi brakuje. Chciałbym na tę czelność się jednak zdobyć. Dlaczego? Powód jest prosty. Jeśli nie ja, to nie znajdzie się nikt inny, kto będzie w stanie wprowadzić moje dzieci w świat nowych technologii i programowania.
Dlatego biorę się za to karkołomne zadanie. Temat uczenia dzieci programowania nie jest nowy na Zachodzie. Takie organizacje jak Code.org zajmują się promowaniem idei uczenia dzieci programowania. Czy to ważne? Amerykanie uważają, że tak. Mają ku temu powody. Szacuje się, że w 2020 roku w USA będzie o 1.000.000 więcej miejsc pracy dla programistów, niż ludzi, którzy będą w stanie te stanowiska zająć (badanie http://code.org/stats).
W Polsce też coś zaczyna dziać się w temacie. Niestety z dala od instytucji rządowych. Fundacja CoderDojo uczy dzieci w szkołach poza szkołami (sprostowanie, które otrzymałem od Kamila Sijko pod postem tutaj) w Zambrowie, jednym z najsmutniejszych miast na trasie Białystok – Warszawa, z którego pochodzą – jak widać – bardzo zdolni i obrotni ludzie. Zaczęli też prowadzić zajęcia w Warszawie i Gliwicach.
Na pierwsze spotkanie CoderDojo w Białymstoku przyszło kilkudziesięciu młodych zapaleńców w wieku od 8 do 17 lat (współczuję organizatorom ;)).
Wspomnę też o promowanym już na tym blogu Devoxx4Kids – jednodniowym wydarzeniu dla 4 kategorii wiekowych: 6+, 8+, 10+, 12+, w trakcie którego najmłodsi uczyli się procedur programowania na sali gimnastycznej (bez komputerów), a starsi sterowani Angry Birdsami w Scratchu, programowali roboty w LEGO We Do i hackowali Minecrafta (!).
To są świetne inicjatywy. Organizowane przez zapaleńców, niemal bez budżetów (Devoxx4Kids czy Coder Dojo są całkowicie za darmo). Pewnie z tego też względu – jest tego za mało. Jesteśmy na początku drogi. Do tworzenia kompetencji przekazywania takiej wiedzy i umiejętności dzieciom. Do organizacji takich wydarzeń (nie jest łatwo prowadzić zajęcia dla 6-latków). Do zdobywania pieniędzy i poparcia, w tym poparcia płynącego od struktur rządowych.
Pokuszę się o prognozę, która a nuż się ziści.
W najbliższym czasie powstanie kilka fundacji, które po uzyskanym – na początkowym etapie działalności – wsparciu korporacji (typu Microsoft, Orange), zaczną mieć istotny głos w sprawach edukacji i rozwoju społeczeństwa informacyjnego na szczeblu państwowym.
Być może będzie to miało formę technologicznych Orlików, które będą działać na poziomie lokalnym, ale strukturą całości i jakością programu zarządzać będą właśnie owe Fundacje przy wsparciu państwa lub firm państwowych (ot, choćby PGE).
Istnieje też inny scenariusz – zapaleńcy nie otrzymają odpowiedniego wsparcia, zapał opadnie, a inicjatywy będą na poziomie lokalnym utrzymywać przy niewielkim zakresie działania i aktywności.
Jak pewnie zauważyliście, te zajęcia, o których pisałem są skierowanie co najmniej do 6-latków. Rzeczywiście, takie sensowniejsze rzeczy lepiej robić ze starszymi dziećmi. Z moich obserwacji wynika, że taka grupowa praca wygląda dobrze w grupach co najmniej 8-latków. Oni są już naprawdę kumaci.
A co z młodszymi? No właśnie. Moje starsze dziecko ma niecałe 4 lata. Czy 3-4 latki da się uczyć programowania? Na to pytanie poszukam odpowiedzi. Jeśli coś na ten temat wiecie – podzielcie się proszę w komentarzach.
Post scriptum (dodane po komentarzu Uli Jasieńskiej):
Inicjatywą, o której trzeba wspomnieć to Mistrzowie Kodowania. Jest to akcja zainicjowana przez Samsunga i jest świetna. Polega na przygotowaniu nauczycieli do uczenia dzieci np. programowania w Scratch (taka bardzo przyjemna aplikacja do nauki programowania dostępna dla każdego). Jest to akcja wspierana przez prywatną firmę. Mam nadzieję, że będą się rozwijać i działać jak najdłużej, ale widzę spore ryzyko polegające np. na zmianie planów marketingowych w Samsungu. Paradoksalnie, to właśnie firma, która stoi za tą akcją jej jest najsłabszym ogniwem.