To, co mówimy dzieciom daje im siłę. Lub sprawia, że stają się niepewne. Temat chwalenia (lub nie) dzieci jest bardzo istotny i wcale nie tak oczywisty. Bo ważne jest jak chwalimy i kiedy chwalimy. Wygląda na to, że my, rodzice, robimy to zbyt rzadko. Stąd takie kampanie jak „Słowa mają moc” Fundacji Dzieci Niczyje jesienią 2013 roku.

Czy zdajemy sobie sprawę jakie znaczenie mają o wiele drobniejsze (niż np. „kocham cię”) słowa?
– „Nie bierz tego do ręki, zrobisz sobie krzywdę.”
– „chyba przesadziłeś z tą ilością farby, kończymy zabawę.”
– „Nie chodź tam, bo się pobrudzisz.”

Czy te słowa mają znaczenie? Czy wpajamy za ich pośrednictwem określoną postawę wobec tego co dziecko spotka w przyszłości?
Czy te słowa zdecydują o tym co uznają w przyszłości za warte zainteresowania, a co – niewłaściwe? Co warte nauki, a co nie?
Wg Carol Dweck ze Stanforda postrzeganie własnych umiejętności do uczenia się jest w dużej mierze kształtowane na bardzo wczesnym etapie – już między 1., a 3. rokiem życia.

„Matczyne pochwały dziecka, w wieku od 1 do 3 lat, wpływają na jego nastawienie i chęć podejmowania wyzwań w kolejnych 5 latach życia.”
„Nie oznacza to, że jest to wyryte w kamieniu. Oznacza, że określony systemu wartości – co chwalisz, co mówisz, że jest ważne – jest chłonięty.”

To na co zwraca szczególnie uwagę Dweck to wartość chwalenia za robienie czegoś („praise the process”), a nie sam efekt. Tłumaczy to w ten sposób:

„Nasze badania wykazały, że kiedy chwalisz kogoś mówiąc „Jesteś w tym dobry”, następnym razem, gdy będzie miał podobną rzeczą problem pomyśli, że wcale nie jest. Chodzi o chwalenie procesu, w który się angażują; nie jak dobrzy w czymś są, a to, że próbują zmierzyć się z czymś wymagającym, próbują różnych strategii, aż w końcu dojdą do rozwiązania.”

I wiecie co? Ta zasada działa szczególnie szkodliwie u dziewczynek (wg badań Dweck). Tracą one zainteresowanie tematem utwierdzając się w przekonaniach, że ich zdolności w danym obszarze są ograniczone. I że nie warto. Rezygnują z podjęcia wyzwania. Z wysiłku.

I jakoś trudno było mi sobie wyobrazić te sytuacje, które mogą być dla nich tak demotywujące. Pomogła mi pewna reklama. I nagle wszystko stało się jasne. Jak wiele małych, zmieniających WSZYSTKO słów słyszą tak wiele razy.

Podobno tego bloga czytają także kobiety :). Powiedzcie więc proszę: prawda to, czy bzdura?

źródło: http://blogs.kqed.org/mindshift/2013/04/giving-good-praise-to-girls-what-messages-stick/