Nie lubimy tego.  Wypowiadać się publicznie. Tłumaczyć, wyjaśniać, argumentować. Obawiamy się blamażu. Wiemy, że taka wypowiedź wymaga przygotowania, pewności siebie. Obecność publiczności sprawia, że sportowcy biegną szybciej, muzycy bardziej się starają i ogólnie – wychodzi nam lepiej. Ale często – publika powoduje blokadę, paraliż. W prawie każdym przypadku wywołuje mniejszą lub większą tremę. To dotyczy także dzieci. Czy powinniśmy stawiać dziecko w sytuacji, w której musi się wypowiedzieć przed publicznością?

Artykuł w Wired opisuje eksperyment, którego wyniki opublikowali w 2008 r. naukowcy z Vanderbilt University. Badali oni kilka grup 4 i 5-latków. Pokazywali oni dzieciom ułożone w pewne schematy kolorowe robaczki i prosili je, by określiły, jakiego koloru robaczek będzie dodany w następnej kolejności. W pierwszej grupie dzieci nagrywały swoje wypowiedzi na dyktafon. W drugiej grupie, miały nagrać odpowiedź wraz z wytłumaczeniem, w jaki sposób zdecydowały o takiej, a nie innej odpowiedzi. A w trzeciej grupie dzieci miały… tak, publiczność. Ich zadaniem było przekazać swoje uzasadnienie mamie, która siedziała obok nich, nie angażując się i nie pomagając w wykonaniu zadania. Z czasem każda grupa otrzymywała coraz bardziej skomplikowane i trudne do przewidzenia schematy.

Rezultat? Domyślacie się?

Najgorzej poszło dzieciom, które po prostu nagrywały swoją odpowiedź na dyktafon. Lepiej poszło tym, które nagrywały uzasadnienie swojej odpowiedzi. Najwyraźniej, artykułowanie myśli pomagało im rozumować w sposób uporządkowany, szybciej i trafniej dochodzić do właściwych wniosków. Najlepiej zaś odpowiadały te maluchy, które wiedziały, że swoją decyzję będą musiały uzasadnić przed mamą. Ich wyniki były dwa razy (2x !) lepsze od dzieci, który tylko nagrywały odpowiedź.

Wniosek? Czasem wystarczy tylko zapytać „Dlaczego tak zrobiłeś?”. Nie pouczać, nie poprawiać. Być jedynie zainteresowaną publicznością naszego małego Tesli.