Kilka razy zdarzyło mi się przyjmować w prezencie książeczki dla mojego syna i zagryzać zęby…
Książki dziecięce dzielę na 3 typy:
I. Książeczki z muzyczką.
Kolejna książeczka z przyciskiem uruchamiającym syrenę wozu strażackiego, dźwiękiem silniku wyścigówki, rykiem krowy, szczekaniem psa…
Oczywiście wiem jaki jest zamysł producenta. Kupująca ciocia czy dziadek myślą, że to jest to co się spodoba dziecku. Że berbeć książeczkę pokocha (i ich też!).
Pod tym względem jestem egoistą. I jestem przekonany, że z dobrym skutkiem dla dziecka. Z przyjętych książeczek baterie wyjąłem, a rodzinę stosownie pouczyłem – nie chcemy książeczek grających, czy z dźwiękami.
II. Beznadziejne książeczki wydane najmniejszym kosztem.
Mam czasem wrażenie, że wydawcy znajdują na forach gimnazjalistów, którzy piszą teksty w ramach przygotowania do klasówki. TRA-GE-DIA. Język, treść, pomysł. Od patrzenia oczy szczypią, czytanie sprawia ból.
Najłatwiej znaleźć w hipermarketach.
III. Wartościowe i porządnie wydane książki.
Dobrze napisane. Z pomysłem. Rozwijające w jakiś sposób małego człowieka.
I… dobrze wydane – jakoś rysunków, jakość papieru…
Osobiście przepadam za serią Mądra Mysz (uwaga – straszna strona www) i ul. Czereśniową, książkami wydawnictwa Dwie Siostry.
Do notatnika taty:
Przejrzyj książeczkę przed kupnem. Zwróć uwagę na jakoś rysunków (a la Disneyowskim grafikom mówimy nie!) i tekstów.
Nie kupuj książeczek z melodyjką – dziecku hałas się pewnie spodoba. Tak samo jak dziecku podoba się patrzenie godzinami w kreskówki. To jest od nich silniejsze, ale nie koniecznie dobrze wpływające na umiejętność koncentracji. Melodyjki i dźwięki w książkach – NIE!
Uczulamy babcie i dziadków, ciocie i wujków. Tak, za naszych czasów tego nie było. To nie znaczy, że to jest dobre. Uprzejmie dziękujemy, pouczamy. Felerną książeczkę przyjmujemy i wyjmujemy bateri
Dziękuję.