Podziwiam ludzi, którzy znajdują czas na czytanie książek. Mój dzień wygląda mniej więcej tak: pobudka, do przedszkola, praca, z przedszkola, zabawy i spacery z dziećmi, wieczorne ablucje i kolacja, czytanie bajek, na koniec trochę pracy lub pudelek i spać. Przy łóżku jest zawsze jakaś książka, przez którą brnę przez ostatnie tygodnie lub miesiące (sic!).

Czytam jakieś dwie-trzy strony i przysypiam. Następnego wieczoru nie pamiętam, gdzie dokładnie skończyłem (dlaczego nie używam zakładek?!), więc czytam ponownie praktycznie te same strony. Efekt: mam postępy rzędu 1 strona/wieczór.

Jedyna szansa na moje ocalenie to audiobooki. Słucham główne w samochodzie lub w pociągu w dłuższych trasach ze smartfona podłączonego do systemu audio. Ostatnio postanowiliśmy przetestować działanie audiobooka w trasie na naszych dzieciach. Latem regularnie kursujemy pomiędzy Białymstokiem a Suchą Rzeczką niedaleko Augustowa. To jakieś 110 km.

Pola (9m.) pokonuje tę trasę jednym ciągiem śpiąc jak suseł. Leo (3 l.) coraz częściej jest trzeźwy, obserwuje, śpiewa pod nosem i wita się z mijanymi krowami. Słowem – gotowy na wszelkie bodźce. Spróbowaliśmy więc z PIERWSZYM AUDIOBOOKIEM dla dzieci.

Ostatnio “na dobranoc” czytamy bardzo fajną (ocena: 8,5/10) książeczkę “Opowiadania dla przedszkolaków”. Poszukałem w audiotece i znalazłem inną książkę z tej samej serii: “Opowiadania z piaskownicy” za 21,90.

Tu dygresja: z audiobookami należy pamiętać o jednej sprawie – aby móc je odtworzyć w trasie, należy pobrać plik. Najlepiej w domu, gdy mamy połączenie z WiFi. To jest kilkadziesiąt lub więcej MB. A transfer danych „piechotą nie chodzi”.

Słuchanie audiobooka wymaga pewnego skupienia. Szczerze mówiąc wątpiłem w to, że Leo będzie chciał słuchać tego, co mówi głos z głośników w samochodzie. Ale, o dziwo, słucha prawie przez całą trasę (robiliśmy to już kilkakrotnie), przy czym zasnął tylko raz! Wspaniale! Odczytuję to jako znak dojrzałości młodego mózgu (a jakże) i nowy sposób na pożyteczne wykorzystanie czasu w podróży.

Ja też z przyjemnością słucham tych opowiadań. Artur Barciś nie wkurza, nie intonuje infantylnie, nie usypia. Pod tym względem jest naprawdę dobrze.

Jeśli znacie dobre audiobooki dla 3-latków, to przyjmę sugestie, bo “Piaskownica” już prawie opanowana pamięciowo…..