Dziś Pani w przedszkolu powiedziała, że Leo często siada na krzesełku (to taki karny jeżyk). Nie wykonuje poleceń, nawala się na inne dzieci. W szczególności na Ignacego. Hmmm… Zrobiłem zatroskaną minę, żeby wesprzeć Panią moralnie, ale na nic więcej nie było mnie stać. Następnym razem spróbuję rozwiązać problem pani przedszkolanki, ale o tym za chwilę…

Podejmują samodzielne decyzje, innych traktują na równi ze sobą, posłuszeństwa nie traktują jako wartość samą w sobie. Skupieni są na tym co uważają za warte skupienia, a nie na tym co zostało im wskazane przez innych. To jest charakterystyka Pokolenia Y lub, jak kto woli – Millenialsów. Ludzi urodzonych w latach 80-tych i 90-tych. Szefowie nie mają z nimi łatwo.

Specjaliści twierdzą, że to dlatego, że ich rodzice (pokolenie Baby Boomers) traktowali ich bardziej partnersko i włączali w rozmowy i decyzje dotyczące rodziny i domu. Byli traktowani podmiotowo, a nie przedmiotowo, gdy byli dziećmi.

Wróćmy do biznesu. Szefowie mają problem, bo taki pracownik nie będzie wykonywał bezmyślnie poleceń. Wykona zadanie dobrze, jeśli je zrozumie – będzie widzieć dlaczego coś trzeba czy warto zrobić, jaki będzie tego efekt i dlaczego na tym efekcie powinno mu zależeć. Zarządzanie takim pracownikiem-partnerem to duże wyzwanie. Taki pracownik, bardziej niż szefa, potrzebuje lidera.

Szef, który tego nie wie uzna, że pracownik nie wykonuje poleceń i… go zwolni.

No cóż, z przedszkolakami nie jest tak łatwo.

Rozumiecie już do czego dążę z tym porównaniem? ;)

Następnym razem spróbuję dociec: czy to Leo ma problem (może brakuje mu uwagi, nudzi się, może odreagowuje jakiś przedszkolny stres, który – rzeczywiście – powinniśmy z nim przepracować), czy problemem jest po stronie pani przedszkolanki, której podopieczny „nie wykonuje poleceń”.

Mam przeczucie, że to drugie (ale nie przesądzam). Smutne jest to, że pani sama nie rozwiązuje, nie zgłębia problemu tylko przedstawia mi go w taki sposób, jakby to moim zdaniem było jego rozwiązanie.

Obawiam się też, że mogę być posądzony o „wychowanie bezstresowe” (a tfu!). Czymkolwiek jest „wychowanie bezstresowe”, nie popieram takiej metody. Uważam, że stres, czy rodzaj presji nie jest niczym złym jeśli jego celem jest np. wypracowanie dobrych nawyków, uczenie się negocjowania, współpracy, etc. Obawiam się, że za „wychowanie bezstresowe” może być uznany sposób traktowania dziecka, po prostu, jak człowieka (Korczak się kłania).

W relacji między mną a synem posłuszeństwo nie jest wartością. Ile to wymaga ode mnie cierpliwości, sprawności negocjacyjnych, wypracowywania sposobów współpracy, wiem tylko ja. Ile razy mi się to nie udaje – też wiem tylko ja ;).

I to może być problem. Ale nie jest problem ani mój, ani mojego syna. Czy to jest problem dla wychowawców w przedszkolu, czy później – nauczycieli? Niestety, pewnie tak.

Cóż, zobaczymy co przyniosą kolejne dni i kolejne rozmowy z paniami w przedszkolu.