Uwielbiam, jak mój syn coś intensywnie przeżywa. Kiedy to się dzieje, widać to w oczach, gestach, słychać w głosie. W takich momentach czuję, że poznajemy się lepiej. Bez względu na to, co to jest, intensywnie przeżywam razem z nim. Ok, czasami przynajmniej próbuję imitować entuzjazm. Nie sposób w tym dorównać 4-latkowi! Nie oszukujmy się, niektóre rzeczy, takie jak plastikowe gady czy książka o koparkach, nie wywołują u dorosłego tak wielkich emocji.
Taka fascynacja dobrze wpływa na rozwój małego człowieka i należy ją pielęgnować lub przynajmniej jej nie ograniczać. Jak wpływa? Np. sprawia, że to syn zaczyna mi opowiadać historie na jedyny słuszny temat, a nie ja jemu. Leo opowiedział mi historię związaną z dinozaurami. I krwią, która też bardzo go inspiruje.
Leo: „Opowiem ci straszną historię. Najstraszniejszą na świecie.”
Ja: „Oooo. Dobrze, słucham.”
Leo: (z wielkim zaangażowaniem) „Ti rex wielki, wybuchł. Z wielkim hukiem. I żyły pękały. I ciekła krew.”
Ja: „To naprawdę straszna historia.”
Leo: (radosnym głosem) „Tak. Tylko taka krótka. Bo ja krótko opowiadam.”
Czy wspominałem, że wybuchy także bardzo go podniecają?
Chyba dlatego tak lubi ostatnio książkę o Wezuwiuszu i Pompejach. Krótka historia o T-rexie w Pompejach – to by było coś!